czwartek, 28 stycznia 2016

Rozdział 18: Wielki Powrót

*Przeczytaj notkę pod rozdziałem, bo ważna :)*

Perspektywa Astrid

Stoick i Valka zapewne się ucieszą, że go przekonałam. Chociaż trochę mi głupio, ponieważ go do tego zmusiłam, no ale cóż, jakoś to trzeba było załatwić, nie?

Szliśmy we trójkę w drogę powrotną do wioski. W mniej więcej połowie drogi tak się bynajmniej zamyśliłam i raczej wiadomo na jaki temat. Z zamyślenia wyrwał mnie brunet idący obok mnie.

-Ej ogar - chłopak pomachał mi ręką przed oczami.
- Co? - zapytałam potrząsając głową.
- Zaraz będziemy w wiosce? - odpowiedział pytaniem retorycznym, po czym lekko mnie wyprzedził.

Zaczęłam się rozglądać. Faktycznie, przede mną las już coraz bardziej się rozrzedzał. Podeszliśmy trochę bliżej. Na środku placu było zebrane z pół wioski i zawzięcie o czymś dyskutowali.

- Ty, chyba coś się stało - powiedziałam, przyspieszając kroku.

Szliśmy coraz to szybszym krokiem przed siebie. Ludzie rozchodzili się na prawo i lewo, robiąc nam tym samym przejście. Zmierzaliśmy pewnym krokiem do kuźni Pyskacza. Po drodze Szczerbatek zabrał komuś bułkę, jednak szybko ją oddał, gdy tylko jego pan zwrócił mu uwagę. Trochę mnie to rozśmieszyło, tak poniekąd.

Po głosie chłopaka można było stwierdzić, że był zdenerwowany i to nawet bardzo.

Gdy dotarliśmy do kuźni, Pyskacz był szczerze zdziwiony na mój widok, chociaż jego zdziwienie równie dobrze mogło wywodzić się z obecności tych dwóch za mną.

- Cześć - przywitałam się szybko.

- Witam, co was sprowadza w moje skromne progi? - odpowiedział wesoło, choć wciąż z niepokojem spoglądał na czarnego smoka.

- Nic konkretnego - zaczęłam. - Chcielibyśmy tylko wiedzieć, co się stało.

- Ty, młody, mógłbyś może mój młotek mu zabrać? - zapytał kowal grając na czas.

Czkawka przytaknął i chwycił za kawałek młotka wystający z mordki smoka, który jednak za nic nie chciał mu go oddać. Zielonooki popatrzył gniewnie na gada, na co on spuścił obrażony uszy i oddał rzecz w ręce jeźdźcy, który natomiast przekazał go lekko obrzydzonemu Pyskaczowi.

- Dziękuję

- Tak powracając do pytania...? - powiedziałam tłumiąc śmiech.

Kowal uśmiechnął się jednak tylko lekko i odpowiedział:

- Ja ci tego nie zdradzę, ale dowiesz się jak wrócisz do domu.

Odwróciłam się i ruszyłam z chęcią jak najszybszego dotarcia do domu, jednak nie było mi to dane, bo po zrobieniu zaledwie trzech kroków zatrzymał mnie mój dotychczasowy towarzysz.

- Idę z tobą - powiedział z powagą.

- To lepiej się pospiesz - odpowiedziałam wymijając go i ruszając dalej.

Po paru sekundach oszołomienia chłopak ruszył w równie szybkim tempie co ja, dzięki czemu nie idąc długo dotarliśmy pod drzwi mojego domu. Kiedy miałam otwierać drzwi, Czkawka pociągnął mnie za ramiona i przyciągnął w swoją stronę, na co uniosłam brwi. Po chwili uniosłam je jeszcze wyżej, bo dosłownie zaraz po tym te drzwi otworzyły się z impetem i wypadł z nich nasz wódz. Wyszeptałam ciche "dzięki" do bruneta, przywitałam się z jego ojcem, po czym w końcu weszłam do domu.
Słowo daję, że ten facet wszystkich pozabija w ten sposób i, że ja na bank będę pierwsza.

Perspektywa Czkawki

Ojciec spojrzał na mnie i podrapał się nerwowo po głowie. Przypuszczam, że ciągle jest nieprzyzwyczajony do mojej i mamy obecności, a co bardziej, wiem, że jest mu głupio z mojego powodu. Jednak nie mogę mu wybaczyć. Jeszcze nie teraz.

- Co się stało? - zapytałem.

- Ojciec Astrid nie żyje - westchnął i spuścił głowę. - Podczas walki dostał strzałą w plecy i się wykrwawił.

Dosłownie mówiąc kopara mi opadła. Stałem tam i wpatrywałem się w ojca wielkimi jak spodki oczami i opuszczoną dolną szczęką, lecz po chwili się otrząsnąłem i również spuściłem głowę. Wyobrażam sobie, jak musi się teraz czuć Astrid, ponieważ wiem, jak to jest stracić bliską osobę.
Podniosłem wzrok i spotkałem się z pytającym wyrazem twarzy ojca. Zmarszczyłem brwi, lecz niedługo potem załapałem o co chodzi.

- Wiesz, podjąłem już decyzję - zacząłem. - Na trochę zostanę, a potem się zobaczy, tylko pod warunkiem, że mama też zostanie.

Mężczyzna uśmiechnął się ciepło i muszę przyznać, że w życiu u niego takiego uśmiechu nie widziałem. Szczerze mówiąc, to w życiu nie widziałem jakiegokolwiek uśmiechu na jego twarzy, więc to może być powodem.

- Astrid cię namówiła? - zapytał odrywając mnie od moich myśli.

- Może jeszcze jej to zleciłeś? - zaśmiałem się.

- Nie ja, bardziej mama, ale myślę, że ona sama też miała w tym jakiś wkład - również się zaśmiał. - To co, do zobaczenia w domu?

Pomachałem mu na odchodne i ruszyłem w stronę drzwi, którymi do domu weszła Astrid zaledwie pięć minut temu. Nie udało mi się to jednak, ponieważ przerwała mi właśnie ta osoba.
Wybiegła cała zapłakana z domu, a następnie się do mnie przytuliła wciąż cicho szlochając.

- Nie zdążyłam się z nim nawet pożegnać - wyznała szeptem.

- To moja wina - stwierdziłem. - Gdyby nie ja, zdążyłabyś jeszcze z nim pogadać.

Dziewczyna odepchnęła się lekko od moich barków i na mnie spojrzała z uniesionymi brwiami.

- Zamknij się - powiedziała, po czym znów się do mnie przykleiła.

Zacieśniłem uścisk i odetchnąłem głęboko. Właśnie wtedy coś sobie uświadomiłem.
Jak na razie moje miejsce jest tu, na Berk. A co najważniejsze przy Astrid.

**

Przepraszam... znowu...
Od sierpnia miałam przerwę w pisaniu wszelkich opowiadań i od grudnia wystartowałam z dwoma na wattpadzie:
>Not For Fun<
>Zapomniany<
A i wpadłam jeszcze na taki pomysł, że mogłabym napisać ileś faktów o sobie, tylko musielibyście napisać ile ;)
Odezwie się ktoś w ogóle? ;(
~TheNightFury