niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 11: Wojna

Perspektywa Astrid
Ludzie się strasznie ucieszyli, że Smoczy Jeździec tu będzie, bo będą mogli go zabić. Trochę to jakby wkurzające... Przepchałam się do wodza.
- To prawda z tą wojną - powiedziałam.
- I pewnie to też wiesz od niego? - zapytał wódz.
- No tak... - odpowiedziałam.
Wodzu zaświeciły się oczy z nienawiści.
- Ludzie! Nareszcie możemy go zabić! - zakrzyknął wódz.
- Nie!
Wszyscy się na mnie popatrzyli. Trzeba im teraz będzie wszystko powiedzieć, no... może prawie.
- On nam pomaga nie widzicie tego? Wrócił tu mimo tego, że chcieliśmy go zabić. I jak widać się to nie zmieniło, ale trzeba brać broń i iść walczyć. Wioska się sama nie obroni - powiedziałam.
Wszyscy patrzyli na mnie. Jedni ze zrozumieniem, inni z ignorancją, ale co ja się nimi mam przejmować. Teraz to Berk trzeba się zająć.
- Młoda dobrze gada. Po broń i do ataku! - przytaknął mi wódz.
Wszyscy rzucili się po broń do zbrojowni. Przekazano ją młodym wojownikom takim jak ja oraz moja paczka. Młodsze dzieci zostały ze starcami w twierdzy.
Perspektywa Czkawki
Nareszcie przypłynęły te walone statki. Już mi się na prawdę nudzić zaczęło, chociaż minie jeszcze tak z 15 minut. Trzeba to jakoś wykorzystać...
Tryb narratora
Astrid wyszła na pomost i przyglądała się nadpływającym statkom wroga, które powoli zmierzały ku ich wyspie. Po chwili poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział tajemniczy osobnik.
- Serio? Tak przy wszystkich? - odpowiedziała Astrid sarkastycznie.
- A co? Obraziłaś się? - zapytał w ten sam sposób Smoczy Jeździec.
- Na ciebie? No chyba nie - ściszyła głos - chodzi mi o gapiów.
- Niektórzy są po prostu za bardzo ciekawscy... - odpowiedział chłopak.
Czkawka wypowiedział to zdanie na tyle głośno, że wszyscy miejscowi dali radę usłyszeć. Za to dostał w ramię od swojej koleżanki, na co z uśmiechem popatrzył Sączysmark.
W końcu mroczne statki przypłynęły do wyspy i załoga zarzuciła kotwice.
- Na plażę! Trzeba obronić nasze ziemie! - krzyknął wódz po czym razem ze swoim ludem zbiegł na plażę.
Perspektywa Czkawki
No to znowu zostałem sam. Nie to żebym narzekał czy coś, bo się przyzwyczaiłem, tak na w razie by się ktoś pytał. Drago właśnie zaczął swoją jakże wkurzającą przemowę. Normalnie jak go zobaczyłem to prawie żygłem.
- Nie macie szans. Co wy mnie chcieliście wypłoszyć taką marną bandą łajz? - powiedział Drago - lepiej od razu się poddajcie.
- Po pierwsze primo gościu, nie obrażaj, a po drugie primo, NIGDY - odpowiedział wódz.
- Nigdy powiadasz?
Tak mi się nie chce, ale chyba pora aby się ujawnić, bo tak stał to raczej nie będę.
- Nigdy! - krzyknąłem.
Zagwizdałem, po czym z pomocą Chmuroskoka zleciałem na plażę i stanąłem przed jakże brzydką mordą tego walonego (!&$@^@@$&).... tak tak, tego nie było i wgl. XD
- Ty skąd ty tu?! Przecież osobiście widziałem jak twoja łódź się spala, i to z tobą na pokładzie ! - wzburzył się Draguś.
- No ale jak widać mnie ta na górze nie chcą bo się tam obudziłem i zdążyłem uciec - odpowiedziałem.
Nikt sobie tego nie wyobraża, jak ja tego ciotexa uwielbiam wkurzać.
- Widzę że sobie smoczka zmieniłeś - próbował dalej.
- A to tak tylko na pewien czas...
Tryb narratora
Wódz Berk stał na miejscu jak słup. Patrzył na smoka i wszystkie złe wspomnienia wracały. Wszystkie wydarzenia które stały się owej nocy. Wyjątkowo duże stado smoków napadło na wyspę. Niektórych gatunków nawet najlepsi łowcy nie byli w stanie opanować. Jeden z nich wdarł się do domu wodza. Jego żona próbowała obronić ich dziecko. Nadszedł Stoick. Wyciągnął syna z płonącej chaty po czym usłyszał krzyk swojej żony. Wybiegł z domu i wtedy po raz ostatni widział swoją żonę, ponieważ ten sam smok, który teraz siedział na tej plaży, 20 lat temu porwał żonę wodza.

O kurna, ale ten rozdział się przeciągnął. Nie zdziwię się że jutro jeszcze bardziej będzie mnie bolała ręka. Jednak powiem tak: jeżeli to wam się spodoba, to było warto. Dlatego łapkujcie, komentujcie i do następnego /Night Fury


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz