środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 3: Matka

Perspektywa Valki
Kto to? Przyleciał na nocnej furii na wyspę, gdzie aktualnie nocuję. Czemu tu? Eee... Długa historia. Wygląda jak ten Smoczy Jeździec. No to raz się żyje. Idę tam.
- Smoczy Jeździec? - zapytałam
Perspektywa Czkawki
O Boże, ale mnie ta osoba przestraszyła. Ale tak wogóle... kto to niby jest? Też ma taki jakiś dziwny strój z maską, i co lepsze... smoka. Nie widziałem jeszcze tego gatunku.
- Yyy... tak? - odpowiedź? Hmm.. powiedzmy, że tak.
Trzeba przewidzieć każdą możliwą opcję:
1. To może być wróg, który mnie zabije.
2. To może być przyjaciel, który mi pomoże.
3. Ta osoba może chcieć Szczerbatka.
Aaa co mi tam. W końcu raz się żyje. Jak nie zaryzykujesz to możesz stracić xD. (Wiem, że to inaczej idzie, ale kij z tym. U mnie jest tak xD.) Zdjąłem chełm. Teraz jego/jej ruch. Również zdjęła (wtf?) maskę. Tą osobą była kobieta koło nwm, 40?
- Czkawka? Czy to możliwe? - odezwała się.
- Czy ja cię tak wogóle znam? - zapytałem.
- Nie. Byłeś jeszcze dzieckiem. Ale matka... nigdy nie zapomina. - odpowiedziała.
Co?? Że niby ona jest moją matką? Przecież moja mama nie żyje. Wszyscy mi mówili, że pożarły ją smoki. Podpytam, to może się czegoś dowiem. Muszę być pewnym, co do tej wiadomości.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? - podchwytliwe xD.
- No, znam twoją datę urodzenia, imię, nazwę wyspy na której mieszkasz... co chcesz. - odpowiedziała.
- Ok. Powiedzmy, że ci wierzę. - powiedziałem.
- Leć za mną. Coś ci pokażę. - odparła.
- Chciałbym, tylko tyle, że nie jest to zbyt możliwe. - stwierdziłem. - Szczerbatek, chodź tu.
Smok zostawił jakieś dzikie zwierzęta i podbiegł do mnie. To dziwne jak na niego, ale dopiero zauważył, że ktoś się tutaj zjawił. Pokazałem jej przedziurawioną Szczerbatkową lotkę.
- On nie może sam latać? - zapytała.
- No nie... bo ja go ten... zestrzeliłem, yyy ale spoko, wybaczył mi. Prawda Mordko? - zwróciłem się to smoka.
On liznął mnie w rękę na znak, że się zgadza.
- Jak możesz to naprawić? - zapytała znów.
- Jakiegoś materiału potrzebuję. - odpowiedziałem.
- Taki może być? - zapytała podając mi kawałek jakiegoś materiału.
Nadawał się idealnie. Co prawda nie na długo wytrzyma, ale na jeden lot chyba wystarczy.
- Idealne. Dzięki. - odparłem.
Szybko naprawiłem zastępczą lotkę. Ruszyliśmy w drogę. Po niedługim jak dla mnie czasie dotarliśmy na miejsce.
Było to takie jakby lodowe królestwo, że tak powiem. Była to bardziej lodowa góra z takimi szpikulcami, tez z lodu. Naprawdę piękne, jak dla mnie. Okazało się, że to jest Smocze Sanktuarium. Rządzi tam smok z gatunku alfa, których niestety niewiele już żyje. Panuje on nad wszystkimi smokami i się też nimi opiekuje. A powracając do Sanktuarium, jest ono schronieniem dla wszystkich smoków różnego gatunku. Siedliśmy w jednym z pokoi, które znajdowały się po lewej stronie tego miejsca. Opowiedzieliśmy sobie o sobie chyba raczej wszystko. Myślę, że nieźle wkurzyła się na Stoicka. Haha, i opowiedziałem jej jeszcze o mojej ostatniej wizycie w lochach u Dragusia. Trochę je udekorowałem. No przynajmniej moją celę. Potem poszedłem do pokoju i w kimę. To był ciężki dzień. Szybko zasnąłem.

Taki trochę dłuższy niż tamte wyszedł, ale jest dobrze. Za tydzień będzie ciekawy rozdział, ale nie będę zdradzać z czym. Mogę jedynie powiedzieć, że to wyjaśni sprawy, co do kilku następnych rozdziałów, które się tu pojawią. /Night Fury

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz