Perspektywa Astrid
No to dzisiaj młodszy rocznik ma ostatni etap szkolenia. My mieliśmy taki z dwa lata temu. Wygrałam ja oczywiście. W tym roku zaszczyt zabicia smoka przypada Jankowi. Wypadł najlepiej. Ciekawa jestem co tam u Czkawki... chociaż w sumie, dlaczego ja się nim wogóle przejmuję? Już praktycznie cała wioska zgromadziła się przy arenie. Ostatni, czyli ja, Smark, Śledzik i bliźniaki zajęliśmy swoje miejsca. Zaczyna się.
Perspektywa Czkawki
Dzisiaj mają na Berk ostatni etap szkolenia. Skąd o tym wiem? Hmm... mam znajomości tu i tam... Ale nie ważne. Muszę jakoś zapobiec zabiciu kolejnego smoka.
- Mamo? - powiedziałem wchodząc do jej pokoju.
- Co jest? - zapytała
- No wiesz, na Berk mają dziś ostatni etap szkolenia. - powiedziałem
- Hmm... To idziemy. Zbieraj się.- odpowiedziała.
Po niecałych 5 minutach byliśmy już na miejscu. Widać z daleka, że już się zaczęło. Cała wioska była zebrana przed areną. W środku był jakiś młodszy chłopak z mieczem i tarczą. Na drugim końcu stał dość wystraszony śmiertnik zębacz. Czyli ze smokiem łatwo pójdzie. Mama została za skałą a ja poleciałem tam.
- Stop! - krzyknąłem.
Wylądowaliśmy na dachu akademii. Wszyscy popatrzyli się na nas.
- Czego chcesz? - zapytał wódz.
- Tego smoka - odpowiedziałem stanowczo.
- Ten smok jest mój - powiedział.
- Ten smok nie jest niczyj, a już na pewno nie twój. Pozostaje wolny i zabiorę go stąd czy tego chcesz czy nie - takie trochę pyskowanie ale prawdę mówię.
- Kim ty jesteś że tak się do wodza zwracasz? - zapytał Pyskacz, który stanął obok Stoicka.
- Żebyś ty wiedział kim ja jestem - Hah mistrz w pyskowaniu.
- To może mnie olśnij? - też ma zdolności ten nasz Pyskacz.
- Sorry ale nie skorzystam - zaśmiałem się. - To, że wasz wódz nie umie nawet syna przy sobie zatrzymać to już nie jest moja wina. Smoka nie trzyma tym bardziej.
- Skąd o tym wiesz? - zapytał, tym razem sam wódz.
- Nie wiesz dużo, dłużej żyjesz. - odpowiedziałem.
- Weź sobie go - no wreszcie.
Zeskoczyłem z dachu wprost do akademii. Powoli podszedłem do smoka. Od razu dał mi się dotknąć. Kazałem mu stąd odlecieć, i polecieć do Smoczego Sanktuarium. Posłusznie wykonał moje polecenie. Ja powróciłem do mojego Szczerbatka.
- Ten smok nie chce cię czasem zjeść? - zapytało jakieś dziecko.
- Jak chcesz to się go zapytam - odpowiedziałem.
- Wrrauuu...
- Mówi, że tylko czasem - powiedziałem.
Kilka osób się zaśmiało. Szczerbek polecił mi się schylić. Zrobiłem tak. Chwilę potem topór przeleciał nad moją głową i wbił się w drewniany pal. Wiem już, że ludzie ani trochę się nie zmienili. A taką miałem nadzieję, że jednak. Szkoda.
- Sorry za niego, durny jest. - krzyknęła do mnie blondynka z pierwszego rzędu.
- Nie zmieniliście się ani trochę. Szkoda - powiedziałem.
Wsiadłem na Szczerbatego i poleciałem do mamy. Coś mi się tak zdaje, że trochę długo na mnie czekała, ale jakoś nie chce mi się z nią gadać.
- Mordko, w chmury. - powiedziałem do smoka.
Smok wystrzelił do góry i po ułamku sekundy już nas nie było. Może jednak sobie zwiedzę? No nie wiem...
Perspektywa Valki
Czyżby mój synek na Berk został. No to teraz jeszcze trzeba się dowiedzieć dlaczego, bo może jednak być ciekawie.
- Chmuroskok, w chmury. - powiedziałam do smoka.
Chmuroskok skierował się w górę i po chwili też nas nie było.
Czyżbym znów się rozpisała? No na to wychodzi, ale dobra, więcej dla was do czytania, bo mam nadzieję że chociaż parę osób to czyta i że tym osobom się podoba moje opowiadanie. /Night Fury
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz